W zasadzie cały parter mam już pomalowany na gotowo farbą emulsyjną. Pozostało mi jeszcze malowanie kuchni i salonu. Ale żebym mógł te pomieszczenia pomalować musiałem wcześniej obsadzić brakujący parapet w kuchni. Poniżej relacja z mojej sobotniej walki z parapetem.
Do zamontowania parapetu potrzebny mi był następujący sprzęt:
- młotek i dłuto
- szlifierka z tarczą do metalu
- grunt do zagruntowania pustaków pod parapetem
- poziomica
- kliny
- miarka
- piana montażowa niskorozprężalna
- pistolet do piany montażowej
- parapet (bez tego ani rusz)
Montaż parapetu zacząłem od wykucia odpowiedniego otworu w ścianie. Musiałem też przyciąć na odpowiednią wysokość narożniki osadzone w glifie okna podczas tynkowania ścian (użyłem do tego małej szlifierki z tarczą do metalu). W międzyczasie przymierzałem czy parapet będzie odpowiednio osadzony i czy będę miał możliwość jego regulacji w każdą stronę.
Gdy już się upewniłem, że parapet pasuje mogłem go zdemontować i zagruntować podłoże z pustaków. Po wyschnięciu gruntu ponownie osadziłem parapet w przygotowanym otworze. Parapet, żeby nie opadał, osadziłem na dwóch klockach drewnianych o odpowiedniej grubości. W ten sposób parapet odpowiednio przylegał do okna i się nie opuszczał.
Po wstępnym ustawieniu parapetu kontrolnie sprawdziłem czy wszystkie wymiary są odpowiednie i czy parapet z każdej strony jest wsunięty w ścianę na taką samą głębokość. W tym momencie trzeba też sprawdzić czy parapet jest osadzony w poziomie. Ja zrobiłem lekki spadek poziomu w stronę pomieszczenia, żeby ewentualne płyny jakie mogą się rozlać na parapecie nie ściekały na okno. Po upewnieniu się że wszystkie wymiary i poziomy się zgadzają i że wszystkie kliny są odpowiednio osadzone i nie mają tzw. "luzu” mogłem przystąpić do piankowania. Użyłem do tego piany niskorozprężalnej Tytan.
A oto efekt końcowy:
Teraz mogę wszystko ogipsować i dokończyć malowanie ścian. Ale to pewnie dopiero w następną sobotę.